21:18

To jeszcze nie koniec, odc. 4


Marcin odszedł w drugą stronę. Nie mógł patrzeć, jak jego kobieta płacze. I to pewnie przez niego. Fuck! Jaka kobieta? Jaka jego? Przecież sam, na własne życzenie ją stracił. Jednak wolał grać skurwysyna bez serca, niż faceta, który nie mógł dać swojej ukochanej, tego, czego pragnęła.

Marcin nie mógł mieć dzieci. Rok temu na szkoleniu w Pradze przeszedł świnkę. Choroba ta skutecznie pozbawiła go złudzeń i marzeń o dużej rodzinie. Nie przyznał się Martynie ani do choroby, ani do bezpłodności. Bał się, wstydził, nie chciał jej stracić... Marcin nie lubił kłamstw, brzydził się nimi. A wówczas sam, dzień w dzień musiał patrzeć na swoją ukochaną z myślą, że ją oszukuje. Tylko, że początkowo temat dziecka pojawiał się sporadycznie, jako coś, co się pojawi... kiedyś. Rok temu Martyna coraz częściej zaczęła mówić o dziecku a on coraz bardziej dusił się w sobie razem ze swoją koszmarną tajemnicą. Zaczęły się kłótnie, ciche dni... W końcu wyprowadzka i ten pieprzony rozwód!

Marcin cały czas grał twardziela, dla którego rozwód to pestka, papier który uwolni go od Martyny i jej marzeń o rodzinie. A tak naprawdę coraz bardziej zapadał się w sobie. Mówią, że faceci nie płaczą, a on płakał każdego wieczoru. Wiedział, że Martyna również cierpi, jednak wierzył, że to minie i wkrótce pozna kogoś, kto da jej to, o czym marzy. To wspaniała, cudowna kobieta. Należy jej się duża rodzina. On jej takiej nie mógł dać. I to bolało najmocniej.

Pieprzone życie! Zawsze musi wywinąć jakiś numer. Zawsze musi rozwalić komuś spokojne, szczęśliwe życie!

Marcin kopnął ze złości leżący przed nim plastikowy kubek i dopiero wtedy się ocknął. Zauważył, że po policzkach płyną mu łzy i zwraca uwagę przechodniów. Mężczyzna przetarł dłońmi twarz i ruszył dalej. Mimo, że starał się nie dopchać do siebie złych myśli, to one i tak przedarły się do jego głowy, nie zważając na nic....

O jego niepłodności wiedziała tylko Jagoda. To ona namawiała go, by wyznał Martynie prawdę, jednak Marcin nie chciał tego słuchać, a przede wszystkim wymógł na przyjaciółce przysięgę, że sama nie skontaktuje się z jego żoną. Grał zatem bezdusznego faceta, który zdeptał piękną, szczerą miłość...

- Szczerą? Dobre sobie- prychnął Marcin- przecież sam ją durniu okłamywałeś i nadal okłamujesz!
Kilkakrotnie chciał jej wyznać prawdę. Jednak uświadomił sobie, że być może Martyna przekonałaby go, że to nie jest powód do rozstania, być może zaczęłaby go namawiać na adopcję, jednak on nie wiedział, czy będzie w stanie pokochać obce dziecko. Nawet dziś, gdy nieomal jej nie potrącił chciał wykrzyczeć jej prawdę. Jednak znów stchórzył i uciekł. Wiedział, że prędzej czy później kobieta zacznie obwiniać go o to, że nie dał jej dziecka. I wtedy go znienawidzi. A Marcin wolał, by stało się to teraz, gdy jeszcze całe życie przed nią. Może ten facet, który ją uratował jest jej pisany? Może on da jej szczęście? Wyrzekł się swojego szczęścia, by ona była szczęśliwa.

A Martyna? Martyna już była w domu i rozpaczliwie płakała w poduszkę.

POPRZEDNIE CZĘŚCI:
1
2
3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moje to!!!
Nie zgadzam się na publikację moich treści i zdjęć na innych stronach bądż środkach masowego przekazu bez mojej wiedzy i zgody. Monika
Copyright © 2016 Dzięgielowska.pl , Blogger